Milla Sakowski, Sztokholm
Rower to bez wątpienia wolność; wolność przemieszczania się z miejsca na miejsce, wolność dysponowania czasem, wolność „parkowania”.
Uwielbiam jeździć rowerem i jeśli ktokolwiek zapytałby mnie, jak rankuję środki komunikacji wybierając pomiędzy tunnelbaną (metro), autobusem i rowerem, to rower ląduje na wysokim pierwszym miejscu.
Jakość i bezpieczeństwo jazdy rowerem w Sztokholmie pogorszyły się niestety, szczególnie w ciągu ostatniego roku. Przyczyn można wymienić kilka; po pierwsze jest nas, czyli rowerzystów, coraz więcej i w związku z coraz ciaśniej robi się na ścieżkach rowerowych, a tych niestety nie przybywa.

Po drugie wzrosła popularność, a w związku z tym sprzedaż, rowerów elektrycznych; państwo szwedzkie było dość hojne i przeznaczyło sporą sumę na dofinansowanie kupna roweru elektrycznego każdemu kto chciał taki mieć, a wszystko to po to, by jak najwięcej ludzi zostawiało samochody w domowych garażach. Zamysł się powiódł, ale wraz ze zwiększoną ilością rowerów elektrycznych, a jest ich naprawdę sporo, zrobiło się jakby „szybciej”. Takie rowery osiągają prędkość ok. 25 km/h.

Tempo wzrosło – przyznaję, sama mam taki rower i jestem przeszczęśliwa. Praktycznie dojeżdżam wszędzie w znacznie zredukowanym czasie i bez specjalnego wysiłku fizycznego. Chcę się pocić – idę na spinning do fitness klubu.
No i trzecia, poważna przyczyna zwiększonego niebezpieczeństwa to amatorzy Tour de France, najczęściej panowie w średnim wieku, ubrani w typowe ubranka
liderów peletonu, mający fantastyczne rowery kolarskie i zasuwający po ścieżkach rowerowych z prędkością światła. Frrruuu! Kamikaze!
No i teraz jeszcze doszły elektryczne hulajnogi, które też nieźle zasuwają.
Jednym słowem trzeba uważać i być przygotowanym na szybkie hamowanie.
Po Sztokholmie, jak wspomniałam, jeździ dużo rowerów i by ten ruch funkcjonował, musimy przestrzegać pewnych zasad. Za ważną z nich uważam zejście z roweru i prowadzenie go na przejściu dla pieszych. Tak naprawdę jazda na pasach jest dozwolona, jednak z zaznaczeniem, że należy zostawić pierwszeństwo przechodniom, hm – różnie z tym niestety bywa…

Wiele osób jeździ po jezdni, jest to dozwolone nawet jeżeli obok biegnie równolegle ścieżka rowerowa. Po chodniku, owszem, można jeździć pod warunkiem, że ma się nie więcej niż osiem (słownie: osiem) lat, albo jeśli szlak rowerowy jest wydzieloną częścią chodnika, biegnącą równolegle ze szlakiem dla pieszych. Czasami ktoś, by skrócić sobie drogę wjeżdża na chodnik, ale to rzadkość w porównaniu np. z Warszawą, gdzie trzeba mieć oczy dookoła głowy idąc chodnikiem. W Sztokholmie chodzi się całkiem bezpiecznie.

Roweru nie można zabierać do autobusu ani do metra. Można natomiast przewozić go pociągiem podmiejskim (pendeltåg) ale tylko w godzinach poza szczytowymi.
Wszystkim wiadomo, że bardzo ważne elementy jazdy rowerem to posiadanie dzwonka i dobrego oświetlenia. Szwecja do tego dodaje kask. Tu większość rowerzystów używa kasków co jest fantastyczne; kask ratuje życie – to rzecz pewna!

Może będąc w Sztokholmie zauważyliście jak wiele osób ma na szyi coś w rodzaju sporego kołnierza. Otóż wyjaśniam – to jest fantastyczny szwedzki wynalazek – kask „Hövding”, uważany za najbezpieczniejszy kask na świecie. W razie upadku, z kołnierza uwalnia się kask w postaci powietrznej poduszki i otula głowę. Wygląda się wtedy jak przybysz z kosmosu – zerknijcie na filmik na Youtube. Według mnie, kask jest najważniejszy.

Tak więc kask na głowę, trochę prowiantu do plecaka i w drogę – zwiedzać nasz piękny Sztokholm! Poczuć puls miasta i zatrzymać się w miejscach, do których nie dotrze metro czy autobus, a rower tak. Warto!

Życzę przyjemnych rowerowych wrażeń i szerokich ścieżek!
Dryń, dryń!
Milla
PS
Na tytułowym zdjęciu to nie ja, ale okulary podobne 🙂
Skomentuj